Superbelfrzy

Społeczność eduzmieniaczy

Burzenie murów, czyli jak powinna wyglądać sieć społecznościowa

2 Komentarze


Dzisiaj chcę się podzilić z wszystkimi pewnym artykułem, który pozwala z drugiej strony przyglądać się sieciom społecznościowym 21 wieku. Mam nadzieję, że będzie inspiracją nie tylko dla osób technicznych, ale także dla nauczycieli nietechnicznych. Może stanowić ciekawą podstawę do dyskusji z młodzieżą o dzisiejszym świecie.walled_garden

Zdjęcie: http://www.flickr.com/photos/hawksanddoves/325231714/

Oryginał tego artykułu znajdziecie na stronie: „Breaking down the walls, or how social networking ought to be. by Paul Sulzycki”

A polskie tłumaczenie zostało wykonane dzięki mrówczej pracy wolontariusza Fundacji Wolnego i Otwartego Oprogramowania – Łukaszowi Szulimowi.


Burzenie murów, czyli jak powinna wyglądać sieć społecznościowa

Paul Sulzycki

Trochę historii

Po zlikwidowaniu trzy lata temu konta na Facebooku pozostawałem na marginesie świata wirtualnego. W tym czasie spokojnie czekałem na zbiorowe powstanie buntujące się przeciw naszym okropnym sprywatyzowanym portalom społecznościowym. Chciałbym w tym krótkim artykule pokazać, co odkryłem czekając na owo Wielkie Coś Nowego, a także sformułować pewne nadzieje na przyszłość. Na początek jedno zastrzeżenie: moja wiedza na temat kodowania jest bliska zeru i piszę wyłącznie z punktu widzenia użytkownika.

Rys. 1. Problem z dzisiejszym Internetem. Na stronie startowej jednej z moich często odwiedzanych ulubionych wita mnie coś takiego. Doprawdy? W 2012 roku Internet jest wciąż własnością kilku kluczowych aplikacji z szwankującym prawem prywatności i wątpliwymi zasadami bezpieczeństwa? Zobaczmy.

Problem

Rodzaje sieci

Rys. Użytkownicy scentralizowanych sieci mszą komunikować się poprzez jedno źródło (po lewej). Użytkownicy zdecentralizowanych sieci mogą komunikować się bezpośrednio ze sobą (po prawej).

Wielkie sieci jak Facebook, Google+ czy Tweeter to, jak to się mówi, „zamknięte ogrody”. Oznacza to, że musisz być zalogowany, aby z nich korzystać, co ostro kontrastuje z „otwartymi parkami” w komunikacji, takimi jak telefon, poczta elektroniczna czy nawet Internet, nie trzeba być u tego samego operatora, aby skontaktować się ze znajomymi będącymi u innych operatorów. Ten rodzaj relacji jest idealny dla użytkowników, choć trudniej nim administrować: po pierwsze o wiele trudniej jest wielkim korporacjom sporządzać profile klientów, po drugie można zmieniać operatorów i pozostawać w sieci, wreszcie chroni on szczególny rodzaj użytkowników, takich jak dziennikarze lub działacze, których portal może być zagrożony, jeśli polegają wyłącznie na serwisach zamkniętych.

Media społecznościowe to naprawdę użyteczne narzędzie. Powstanie Facebooka prawie dziesięć lat temu sprawiło, że stały się one jakby kolejnym krokiem w rozwoju komunikacji elektronicznej. Ulepszanie serwisów i czynienie ich bezpieczniejszymi polega na otwieraniu sieci, aby ich członkowie mogli komunikować się między platformami. Zjawisko to nosi nazwę decentralizacji /dystrybucji /federacji (rozproszenia). Następnym posunięciem powinno być proste pobieranie i usuwanie kont. Wyobraź sobie, jak wspaniale byłoby mieć na pendrive kopię Twojego portalu (kontakty, rozmowy, albumy) i móc to ponownie ładować na jakąkolwiek inną sieć u każdego operatora. Do takiej przenośności konta jeszcze nam dość daleko, ale rozproszenie sieci społecznościowych i federacje międzyserwisowe to już rzeczywistość. Historie o trzech największych bieżących pionierach również należą już do przeszłości.

DIASPORA*

Zaraz po wykończeniu mojego konta na Facebooku zacząłem rozglądać się za alternatywnymi rozwiązaniami. Pokochałem społeczność i wcale nie miałem zamiaru stać się internetowym pustelnikiem. Szybko dowiedziałem się o interesującym projekcie spoza Stanów: czworo studentów z nowojorskiego uniwersytetu zachęconych przez profesora z Columbia zebrało 200 tys. dolarów na Kickstarter i mieli zamiar zrewolucjonizować Internet swoją zdecentralizowaną siecią. „Super!” – pomyślałem. „Zarejestruj mnie!”

Na początku wszystko szło jak po grudzie. Komunikacja z deweloperami w wersji podstawowej była niewystarczająca i niejasna, np. nikt nie wiedział gdzie się zarejestrować. Wielu z nas, którzyśmy się włączyli na początkowym, próbnym etapie, do Diaspory, wie już teraz, że są różne grupy („pods”) i że komunikacja odbywa się poprzez konta założone na tych grupach w ramach federacyjnego środowiska, ale ten punkt pozostaje dalej niejasny dla nowych członków, zwłaszcza dla ludzi z „zamkniętych ogrodów” scentralizowanego operatora.

Poza kiepską komunikacją, rozmowy grupowe (chat) toczyły się na IRC, włączyli się koderzy z całego świata i projekt szybko nabrał rozpędu. Jasne, że zapowiedzi doprowadzenia projektu do użytkowej wersji beta do końca 2010 wydawały się raczej nierealne, ale wśród członków społeczności wciąż tliła się nadzieja. Kiedy jednak w 2011 dalej funkcjonował w pierwotnej wersji, tylko najbardziej doświadczeni użytkownicy zaczęli się niepokoić. Patrząc z perspektywy czasu widać, że powinni ich posłuchać zapaleńcy promujący Diasporę jako poważną konkurencję dla Facebooka.

Zaczęło się jednak psuć w 2012. Funkcje pojawiały się i nagle znikały nie wiadomo dlaczego. Cieszące się dużą popularnością modyfikacje były wycofywane bez powodu, a często pojawiały się niepotrzebne zmiany wprowadzające zamieszanie. Sporo się mówiło o czatach pracując na platformie Diaspory, nawet o czatach wideo, ale nic z tego nie wyszło, podobnie jak wiele rzeczy przedtem.

Ale wszystko to miało marginalne znaczenie, bo Diaspora działała. Kiepsko, w atmosferze społecznych kłótni wśród „góry”, ale działała. Była zdecentralizowana, można było wejść, wziąć kod, wrzucić na swój serwer i gotowe. Byłeś wolny. Mogłeś się włączyć potem do większego ekosystemu Diaspory i korzystać ze swobody myślenia, prywatności, bezpieczeństwa, wiedzy technicznej wraz z 350 tys. innych użytkowników. Wielu z nich było (i do dziś pozostaje) myślącymi ludźmi, którzy cos wnosili do rozmów. Wiadomo, „nadawali tok rozmowom”. Diaspora wniosła także wiele nowych funkcji: możliwość formatowania postów w języku Markdown, zapisu i „śledzenia” hashtagów w postach, a nawet podstawowy RSS feed wbudowany w stronę startową użytkownika. Wszystkie te błyskotliwe innowacje z pewnością uczyniły sieć miejscem tętniącym życiem, które można nazwać domem.

Po około półtora roku zabawy z Diasporą zorientowałem się, że projekt coraz bardziej zaczyna przypominać Tumblr, a koncepcja rozwiązania „problemu Facebooka” odchodzi na dalszy plan. Pisano interesujące aplikacje, jak Cubbi.es, która pozwalała za naciśnięciem Shift i kliknięciem ściągnąć jakikolwiek obrazek z sieci i puścić go w obiec na Diasporze wśród wszystkich Twoich znajomych. Niestety, projekt ten, jak i wiele innych, nie został utrzymany i dziś jest już bezużyteczny.

Obecnie, zespół Diaspory oficjalnie zawiadomił, że opuszcza portal, aby pracować na nowym projektem „Makr.io”, słabo związanym z poprzednim medium. Byłem na nim raz czy dwa i wygląda to na coś jak Tumblr. Można edytować posty od społeczności, głównie za pomocą podstawowych modyfikacji graficznych, jak dodawanie podpisów, ramek, itp. Z przykrością zdałem sobie sprawę, że Diaspora chyba już nie spełni swoich obietnic i mimo wszystko ucieszyłem się, że nie zaangażowałem się na całego w polecanie tej sieci każdej napotkanej osobie.

~Friendica

„Spotkałem” Mike’a Macgirvina na Diasporze, gdzie jego posty ukazywały go jako spokojnego gościa o technicznym umyśle, mającego trochę doświadczenia w komputerach. Po kilku chwilach na Diasporzem gdy zobaczył, że główni deweloperzy byli dosc odporni na jego sugestie wprowadzania poprawek, wypisał się i poszedł swoją drogą.

Dzięki temu śmiałemu posunięciu, mamy dziś chyba najlepszą alternatywną sieć społecznościową, która urzeczywistnia obietnice Diaspory: można się komunikować za pośrednicwem Friendiki z wszystkimi większymi serwisami społecznościowymi poza nią. Jest w pełni zdecentralizowana, a jej zadaniem jest nie tyle dostarczanie wsparcia dla serwerów obciążonych wieloma kontami użytkowników – jak to zaczęła Diaspora zanim zaczęła wdrażać eksperyment z Makr.io – ale raczej dawanie ludziom narzędzi do wzajemnego komunikowania się, niezależnie od miejsca, co poskutkowało szerokim rozprzestrzenieniem się na tak wielu serwerach jak to możliwe. Istotnie, czasem rejestracja na niektóre oryginalne, najpopularniejsze grona (pods) Friendiki jest zamknięta, bo deweloperów interesuje jakość serwisu, a nie ilość. Wszyscy wiemy, że serwery kosztują, a Friendica, w odróżnieniu od Diaspory, funkcjonuje wyłącznie w oparciu o wolny czas i małe, prywatne wpłaty, nieporównywalne z 200 USD wpisowego na Diasporze.

Zaraz. Wiem, o czym myślisz: „Super! To dlaczego wszyscy nie jesteśmy na Friendice?”

Z jednego prostego powodu: interfejs użytkownika jest dosyć szarawy: jak tam wchodzisz, czujesz się jakbyś wrócił do pierwszych dni Internetu, próbując surfować po owych ekskluzywnych stronach geocities (poza GIF). Jak już wspomniałem na początku tego kawałka, nie znam się zbytnio na zaawansowanej technice, ale ci którzy mają o tym pojęcie wydają się wierzyć we Friendikę. Jednak interfejs użytkownika to dla mnie wielka sprawa, a na Friendice jest niestety paskudny i trudny w obsłudze.

Fani serwisu zaraz powiedzą, że interfejs to nie cały serwis. Może najlepiej zakończyć tę część cytując Mike’a, człowieka odpowiedzialnego za ruch:

„Media społecznościowe” to model handlowy z 2005. „Media społecznościowe” są przestarzałe. Mam zamiar się ich pozbyć. Chcę zburzyć te głupie małostkowe mury i otworzyć Internet, by ludzie mogli komunikować się ze znajomymi bez konieczności korzystania z pośrednictwa amerykańskiej korporacji. Komunikowanie się to nie model handlowy, tylko to co robimy, i po to został stworzony Internet. Nie dla handlu. To pojawiło się później i wszystko pokręciło.

Nie potrzeba naszej zgody, żeby ludzi mogli czytać nasze maile. Dlaczego uważamy, że musimy wyrazić zgodę na to, żeby inni oglądali nasze rozmowy online i domagamy się praw własności do naszych myśli i zdjęć?

Buduję otwarty Internet bez murów, gdzie ludzie mogą dzielić się ze znajomymi i nie muszą podpisywać cyrografu, żeby to robić. Może to wygląda podobnie do serwisów społecznościowych, ale to o wiele więcej. To wolność.”

Tak, w skrócie, mam nadzieję, że będą wyglądały sieci społecznościowe.

Red Friendica

Mike ostatnio odszedł od Friendiki by pracować nad nowym projektem „Red”. Tak jak to wygląda na chwilę obecną, Mike włoży w Red wszystko czego nauczył się na Friendice, wraz z czterema najważniejszymi poprawkami:

1. Uwzględnić kontinuum stopni znajomości, wokół których kręci się nasze życie społeczne (nie każdego można zakwalifikować zero-jedynkowo: znajomy albo nie).

2. Odrzucić przekonanie, że tylko spece umieją obsługiwać serwery społecznościowe.

3. Budować mobilność w systemie, by każdy mógł mieć dostęp do konta przez pendrive’a z każdego urządzenia i z każdego serwera Red na świecie.

4. Rozwiązać wyżej wymienione problemy z projektem interfejsu.

Libertree

Jest jeszcze jedna sieć, bardziej podziemna niż pozostałe. Libertree zapoczątkował użytkownik Diaspory znany jako „Pistos”. Był jednym z pierwszych pomocników Diaspory, który napisał mnóstwo kodów dla niej, z których większość nigdy nie została zintegrowana z wymienionych wcześniej dziwacznych przyczyn. Zmęczony tym, Pistos zorganizował projekt, ściągając i poprawiając kod źródłowy Diaspory wieloma świetnymi funkcjami jak strony grupowe i czaty, rzeczami, o które użytkownicy Diaspory prosili, ale które nigdy nie doczekały się realizacji, a deweloperzy zajmowali się nadawaniem swojemu produktowi połysku.

Widząc, że deweloperzy Diaspory nie byli zbyt chętni do współpracy, PIstos zamknął swoją odnogę i stworzył Libertree, która dziś obsługuje małą społeczność, ale jej zalety są doprawdy zdumiewające. Wprowadzili kilka całkiem dobrych ulepszeń interfejsu (można „wytooglować” powiadomienia!), a społeczność, ponieważ jest tak nieliczna, głosuje i wnosi dużo odnośnie zapotrzebowania na funkcje, wirusów, a nawet naprawy błędów.

Do czego to prowadzi?

Z pewnością do powstania czegoś nowego, powiedziałbym. Narzekania zawiedzionych Internetem stają się coraz bardziej widoczne, co pokazuje, że ludzie nie są zadowoleni z obecnego modelu komunikacji, że ciągle muszą korzystać z pośrednictwa korporacji, aby wysłać prywatną wiadomość do bliskiej osoby. Kto wie, ile razy nasze zachowania były nagrywane, analizowane i przechowywane. I kto wie do czego te informacje posłużyły? Już sama ta myśl sprawia, że czuję się nieswojo.

W idealnym świecie, chciałbym mieć sieć społecznościową, którą łatwo zainstalować, tak bym mógł ją obsługiwać na małym domowym serwerku, służącym moim przyjaciołom i rodzinie. Instytucje miałyby również własne serwery z sieciami dla swoich członków (szkoły, firmy, zespoły, projekty, miasta… – lista może być długa), a wszystkie sieci mogłyby się komunikować w pełni ze sobą. Funkcje typu email, czat, wideo-czat, strony grupowe, albumy zdjęć i wideo, i proste do udostępniania wtyczki powinny być obowiązkowo w tych nowych systemach. Cory Doctorow zauważa w Prawie Shannona (2011): „Sekretna broń sieci to brak przywiązania do konkretnego rodzaju medium.” Burzenie murów naszych zamkniętych ogrodów to początek wcielania tej prawdy w życie.

Cóż ja będę wtedy robił? Spędzał czas na Diasporze, śledząc pilnie co słychać na Libertree i Friendica Red. Te sieci przyciągną działaczy, teoretyków konspiracji, techno maniaków, artystów, i wszystkich twórczych ludzi, którzy nie idą z tłumem. To jedno czyni z tych sieci zdrowe miejsce do wypróbowania do rozmów i sprawdzania co się dzieje na świecie.

Kiedy jednak powstanie sieć tak dobra jak Diaspora i spełniająca jej początkowe zapowiedzi (federacja, zdecentralizowanie, prywatność, bezpieczeństwo i przenośność kont) podskoczę z radości. Znów. Miejmy nadzieję, że tym razem będzie to trwałe.


Zatem na koniec dodam od siebie tylko kilka informacji. Przede wszystkim, zastanówmy się, co oznacza stwierdzenie „komunikowanie się” w dzisiejszych czasach. Potem pomyślmy o serwisach zdecentralizowanych. Dla szkół polecam pomyśleć o własnej Friendice – macie szansę dzięki projektowi

„Szkolny Remiks Ubuntu” realizowanego przez Fundację Wolnego i Otwartego Oprogramowania.

A jeśli ktoś chce tylko mieć konto bez instalacji serwera, polecam:

Friendica.info.pl – zdecentralizowana sieć bez cenzury.

Autor: Adam Jurkiewicz (Linux)

I'm a Linux Fan. Cóż więcej można dodać? Chyba tylko tyle, że staram się wspomagać edukację w zakresie Wolnego i Otwartego Oprogramowania.

2 thoughts on “Burzenie murów, czyli jak powinna wyglądać sieć społecznościowa

  1. Cóż, przestałem czytać po zdaniu „musisz być zalogowany, aby z nich [Facebook, Google+ czy Tweeter, „zamknięte ogrody”, przyp. LH] korzystać, co ostro kontrastuje z „otwartymi parkami” w komunikacji, takimi jak telefon, poczta elektroniczna” (…).
    Czy naprawdę warto tłumaczyć, że aby zatelefonować, trzeba się”zalogować” do sieci operatora za pieniądze, albo założyć konto (np. Skype), że aby wysłać e-maila trzeba (i wystarczy ) założyć konto (np. Google), żeby korzystać z Google+ – także trzeba (i wystarczy) założyć konto (np. Google), że…

    A to punkt wyjścia do kluczowych tez artykułu.

    Materiał jest pełen gołosłownych i kontrowersyjnych tez typu „Narzekania zawiedzionych Internetem stają się coraz bardziej widoczne”. W jaki sposób to zdanie powyższe miałoby być lepsze od zdania równie gołosłownego „rosną szeregi zachwyconych Internetem”.

    Już nie mówię o zdaniu obiektywnie prawdziwym „Stale rośnie liczba użytkowników internetu” albo zdaniu łatwym do potwierdzenia „Internet jest dziś jedynym masowym środkiem komunikacji który wciąż wymyka się nawet najbardziej autokratycznym reżimom”.

    Świetlanym przykładem ma być Diaspora, chociaż najpierw zboczyła z szumnie ogłoszonego kursu a potem całkiem padła.

    Szukam remedium i znajduję… http://friendica.info.pl/ w której trzeba zrobić TO SAMO co na początku artykułu jest znakiem szatana, czyli podać imię, nazwisko i… założyć konto (sic!) i na dodatek w celu założenia konta trzeba wcześniej… założyć jeszcze inne konto gdzie indziej (tak! Trzeba podać e-maila).

    Szukam jakiejś konkluzji, rady dla szkoły (a https://superbelfrzy.wordpress.com jest o szkole) i nie znajduję. Bo czy naprawdę tajemnicze knowania cenzorów G+ lub FB w jakiś sposób zagrażają komunikacji uczniów między sobą, z nauczycielami i rodzicami? Jakiej to komunikacji? W jaki sposób? Czy (i w jaki sposób) Friendica lepiej spełnia swoją rolę w zakresie zapewnienia „prywatności i braku cenzury” w komunikacji? Jakiej i w jaki sposób?

    Powyższe moje niezrozumienie dlaczego ten tekst znalazł się w https://superbelfrzy.wordpress.com pozwolę sobie dodać anonimowo. Czy to będzie znakomity dowód moich wysokich walorów? Będzie całkiem prywatnie. Czy będzie bardzo wychowawczo i superedukacyjnie?

  2. Czytelniku Anonimowy!

    Oczywiście, że do sieci telefonicznej trzeba być zalogowanym (i to za pieniądze), by móc się za jej pomocą komunikować. Tyle że jeżeli ja jestem w Play, a Ty w Plusie, pogadamy. Jeżeli ja jestem na Facebooku a ty na Twitterze – już niestety nie.

    Zastanów się, jak byś zareagował, gdyby nagle Twój operator powiedział Ci „za miesiąc nie będziesz mógł z naszej sieci rozmawiać z nikim spoza niej”? Nie sądzę, by reakcja była pozytywna – a de facto to właśnie zrobił ostatnio Twitter:
    http://mashable.com/2012/09/05/twitter-api-rss/

    Co więcej, zastanów się, jak byś zareagował na informację, że Policja czyta i cenzuruje Twoją pocztę (tę w kopertach)? Również raczej negatywnie – między innymi z tym ludzie walczyli te 30 lat temu. Tyle że teraz dobrowolnie oddają tę kontrolę w ręce korporacji – jak Facebook, Google czy Microsoft. Czy wiedziałeś, że Microsoft (obecny właściciel Skype’a) pozwala nadzorować komunikację w Skype? A pozwala:
    http://memeburn.com/2011/07/microsoft-and-skype-set-to-allow-backdoor-eavesdropping/

    Mało tego, w swoim komunikatorze Live Messanger cenzurują Twoją komunikację:
    http://torrentfreak.com/microsoft-censors-pirate-bay-links-in-windows-live-messenger-120324/

    Owszem, na http://friendica.info.pl trzeba założyć konto, by móc się komunikować – ale to już nie jest grodzony ogródek, ponieważ po założeniu konta będziesz mógł się komunikować z każdym w sieciach Diaspory, Friediki i StatusNet. A to oznacza dowolny z wielu serwerów – np. dwie bardzo niepełne listy:
    http://podupti.me/
    http://dir.friendica.com/siteinfo

    Mało tego! Ponieważ to są publiczne protokoły, sam możesz, drogi Anonimowy Czytelniku, założyć własny serwer, być sam administratorem swoich danych – a wciąż nie tracić kontaktu z resztą znajomych. To jest dokładnie model działania e-maila – nieważne, na którym jesteś serwerze, „dogadasz” się z dowolnym innym. I to jest dokładnie to, czego nie ma na Facebooku, Google+ czy Twitterze – w zamkniętych ogródkach.

    Zamkniętych ogródkach, w których – drogi Anonimowy Czytelniku – anonimowym byś pozostać nie mógł, przez Real Name Policy:
    http://en.wikipedia.org/wiki/Nymwars

    …których Google+ pilnuje apodyktycznie, a Facebook stara się wymóc na swoich użytkownikach nakłaniając ich znajomych do „skarżenia”:
    http://blogs.computerworlduk.com/digital-policy/2012/09/now-facebook-want-you-to-grass-up-friends-not-using-their-real-name/index.htm

    Słowem, nie mógłbyś nawet mieć pseudonimu. Bolesław Prus może wyjaśnić, dlaczego pseudonimy to nie jest zła rzecz. 😉

    Czy to są „społeczności”, do których chcesz należeć? Kontrolujące, cenzurujące, walczące z anonimowością i prywatnością? Ja na pewno należeniem do nich zainteresowany nie jestem.

    Czy „tajemnicze knowania cenzorów” z FB czy G+ zagrażają użytkownikom tych sieci? No cóż, czy „tajemnicze knowania cenzorów” z SB zagrażały obywatelom? Zagrażały. Ponieważ najlepszy interes SB był niezgodny z najlepszym interesem niektórych obywateli – tych walczących o wolność. Czy jesteś pewien, Czytelniku Anonimowy, że Twoje interesy zawsze będą w pełni zgodne z interesami Facebooka? Jeżeli nie, to masz odpowiedź.

    Rozwiązanie dla szkoły? Można postawić własną instancję Friendiki, na potrzeby szkoły i jej uczniów. Konta między serwerami można przenosić, więc jak uczeń w abiturienta się zmieni, będzie mógł przenieść swoje konto gdzie indziej. A przynajmniej nie będzie już „zamknięty” u jednego dostawcy.

    I wreszcie pod rozwagę – fakt, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich zagrożeń takiej centralizacji komunikacji, jaką serwuje nam Facebook czy Google, czy Twitter, nie oznacza, że ich nie ma. Masz, Czytelniku Anonimowy, firanki w oknach? Ja mam. Cenię swoją prywatność. Nie dlatego, że podejrzewam swoich sąsiadów o niecne knowania, a dlatego, że prywatność jest pewną wartością, której być może jeszcze w Internecie nie potrafimy poprawnie docenić:
    http://rys.io/pl/67

    Jest wartością, którą ostatnio oddajemy za darmo – razem z wolnością słowa.

Dodaj komentarz